PS. W okresie sierpnia aż do drugiego tygodnia września na blogu następuje przerwa. Blog będzie dostępny bez przeszkód ale nie będą się ukazywać żadne nowe materiały.
Jak się okazuje dzisiejsze problemy ze znalezieniem odpowiedniego personelu do pracy nie są żadną nowością. O poniżej opisanym zdarzeniu osobiście opowiedział mi właściciel bardzo nobliwej krakowskiej restauracji. Rzecz miała się przed kilkunastoma laty w Krakowie w szczycie sezonu turystycznego.
Jak wspomniałem we wspomnianym czasie mniej czy bardziej szacowne punkty gastronomiczne borykają się z tym samym problemem. Kucharz czy kelner bywają na wagę złota. Tak było i tym razem. W charakterze kelnera zatrudniono młodzieńca studenta, który nie miał zielonego pojęcia w temacie ale za to nie grymasił w temacie rozkładu godzin pracy.
Do wieloletniej tradycji należało, że stałym bywalcem lokalu był równie leciwy co szacowny pan mecenas. W każdą niedzielę spożywał tam obiad, koronując ucztę szarlotką na gorąco podawaną z lodami waniliowymi. Pech chciał, iż właśnie tej niedzieli obsługiwał go ów student niedoświadczony w gastronomii. Nie wiedząc o przyzwyczajeniu pana mecenasa podał szarlotkę na zimno i do tego bez lodów.
Halo młody człowieku - zareagował stały gość - ja tu u was zawsze dostaję szarlotkę z lodami.
Bardzo pana przepraszam! W mig się poprawię. Pomaszerował na zaplecze i uzupełnił deser kostkami lodu przeznaczonymi do schładzania napojów.
To spowodowało lawinę oburzenia. Obrażony dostojny gość odebrał zdarzenie jako zamach na należną mu godność. Nie dał sobie wytłumaczyć, że miał do czynienia z gamoniem.
Nawet jeżeli kelner był niezgułą to restauracja powinna zadbać o wyznaczenie kogoś na poziomie. Oświadczywszy, że jego noga więcej tu nie postanie ostentacyjnie opuścił lokal.
I tak na zakończenie restauracja straciła wiernie stałego gościa a młodzian pracę.
Tadeusz Gwiaździński
filary smaku