Okazuje się, iż obecnie mamy mocno do czynienia z przysłowiem - nie wszystko złoto co się świeci -. Jak na bieżący dzień kupując miód należy bacznie zwracać uwagę na rzetelność produktu.
Nie tak dawno temu w austriackich mediach zawrzało na ten temat. Podano
do wiadomości, iż w sąsiednich Niemczech 80% miodów oferowanych w handlu
nie spełnia warunków jakości. Krótko mówiąc owe produkty są
sfałszowane. W słoikach zamiast pszczelego miodu znaleziono syrop
cukrowy. Świetnie zrobioną imitację. Oczywiście z korzyścią dla fałszerzy i stratą dla kieszeni i
zdrowia kupujących. Szczególnie teraz w dobie jesienno zimowych przeziębień, kiedy właśnie miód stosowany jest jako środek leczniczy.
Na zdjęciu miód z zaprzyjaźnionej małej pasieki w Górnej Austrii |
Okazało się, że fałszywki były opatrzone prawdziwym certyfikatem jakości. Towar faktycznie badano ale przestarzałymi metodami, które nie dostrzegały oszustwa. Również smakowo i optyczne nie odbiegały od oryginału. Dopiero zastosowanie nowoczesnych testów na obecność DNA wykazało, że większość nie miała nigdy styczności z żywym organizmem. Czysta chemia spożywcza.
I to było początkiem burzy rynkowej w Austrii. Konkretnie sprawą zajęła się telewizja państwowa. Kanał ORF 2.
Z wielką ostrożnością i zgodnie z prawem zajęto się wyjaśnieniem rzetelności. W obecności notariusza wyrywkowo zakupiono w różnych marketach 31 miodów do wyjaśnienia. Z każdego pobrano 3 razy po 3 anonimowe próbki. Po jednej oddano do badania w laboratorium w Tyrolu. Podobnie wysłano do zbadania w estońskim instytucie żywienia a resztę pozostawiono u notariusza jako ewentualną rezerwę na wypadek wątpliwości.
Wyniki jakie otrzymano po paru dniach niemal spowodowały trzęsienie ziemi!
Stwierdzono iż jedynie 8 próbek to był prawdziwy miód. Czyli odrzucone 23 słoiczki świadomie wypełniono syropem cukrowym i sprzedawano na rynku jako miód pszczeli. Nie obrażając nikogo mamy tu do czynienia z fałszerstwem, za które grozi nawet kara więzienia. Co było w tym najbardziej pikantne? Wg załączonych świadectw wszystkie podróbki były testowane - ale starą metodą. Sęk w tym, że te zakwestionowane były sprowadzone z zagranicy. W związku z tym nie wiadomo kogo powołać do odpowiedzialności. Po drodze było sporo producentów i firm handlowych z wielu krajów. Szukanie winnego można by porównać do igły w stogu siana.
Na pocieszenie dodam, że miody wyprodukowane w Austrii zdały egzamin na piątkę. W ramach błyskawicznej reakcji niektóre większe markety natychmiast wycofały z półek wątpliwe produkty do zbadania. Wokół afery nadal jest gorąco. Prędzej czy później kogoś tam posadzą na ławie.
Wniosek jaki z tego płynie?
Miód powinno się kupować jedynie u zaufanego źródła. Na etykiecie można napisać co się zechce. Papier jest cierpliwy. Należy przyjąć, że z podobnym problemem są skonfrontowane nie tylko pozostałe kraje EU co i całej Europy.
Czyli szczególnie miód przeznaczony do zastosowania w medycynie domowej powinien być najtroskliwiej wyselekcjonowany.
Tadeusz Gwiaździński
filary smaku
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Anonimowe i uszczypliwie sformułowane komentarze będą automatycznie usuwane. Niedopuszczalne są także treści zawierające otwartą lub ukrytą reklamę firm lub produktów.