czwartek, 7 czerwca 2018

Wilk morski ze szparagami (po wlosku branzino; albo lupo)


Wilk morski (albo polski sandacz) z zielonymi szparagami (przepis na 4 porcje)

Wilk morski (po polsku labrakas) ze szparagami i czarnym pieprzem marynowanym w soli.
Tutaj więcej na temat ziaren czarnego pieprzu marynowanego w soli:
https://barwysmaku.blogspot.com/2017/02/czarny-pieprz-marynowany-w-mokrej-soli.html

To samo danie z sandaczem w uproszczonej formie bez sou i marynowanego pieprzu.

 Składniki:
1 wilk morski 600 - 700 g (labrakas) można zastąpić powszechnie dostępnym sandaczem)

W pewnym sensie można tą morską rybę porównać do naszego sandacza. Mało ości i bardzo smaczne białe mięso. Na polskich stołach jest niestety rzadkością.
500 g zielonych szparagów
1 czubata łyżeczka drobno pokrojonej białej cebuli (pokrojonej ale nie siekanej!)
1 drobno pokrojony mały ząbek czosnku
1 + 2 + 3 łyżki oliwy z oliwek
1 płaska łyżka masła
0,25 szklanki bulionu rybnego względnie warzywnego
0,25 szklanki słodkiej śmietanki kremówki (30 - 35%)
0,5 płaskiej łyżeczki mąki kartoflanej
1 łyżeczka ziaren czarnego pieprzu marynowanego w soli* (nie obowiązkowo) lub świeżo mielony biały pieprz w zastępstwie ziaren pieprzu marynowanego w soli

sól

czwartek, 31 maja 2018

Świeża makrela w pomidorach doprawiona czosnkiem i curry.


Świeża makrela w pomidorach z curry

Doskonałym uzupełnieniem są tegoroczne ziemniaki smażone na patelni.
Składniki:
1 świeża makrela (450 - 500 g) - albo w zastępstwie świeże śledzie - NIE SOLONE!
0,5 puszki pomidorów
0,7 szklanki bulionu rybnego
1 ząbek czosnku
0,5 łyżeczki mączki kartoflanej
pieprz cytrynowy - (kto ma najlepszy będzie oryginalny tajski pieprz cytrynowy*) albo świeżo zmielony biały pieprz i nieco świeżo startej skórki cytrynowej

1 płaska łyżeczka sproszkowanej przyprawy curry (kto ma daje zamiast po 0,5 płaskiej łyżeczki przyprawy vadouvan i sproszkowanej przyprawy curry)
1 łyżeczka soku z cytryny
pieprz cayenne (w ilości wg własnego uznania)
1 - 2 duże ziarna ziela angielskiego
sól
oliwa z oliwek

poniedziałek, 28 maja 2018

Pimentos de padron* z fenkułem jako dodatek do dań głównych


Włoskie kiełbaski albo parówki zawijane w boczek z papryczką pimentos i i fenkułem 
(przepis na 4 porcje)

Na zdjęciu autentyczne włoskie białe kiełbaski smażone z białą cebulą.
Albo parówki zawijane w boczek podane na papryce z fenkułem.
         Składniki:
8 sztuk włoskich białych kiełbasek (w zastępstwie surowa polska biała kiełbasa) albo parówki zawijane w boczek
0,5 małej białej cebuli
1 czubata łyżka drobno pokrojonego włoskiego zrolowanego solonego boczku ":pancetta"*
100 - 150 g strąków hiszpańskiej zielonej papryki pimentos (tzw. "grilowej")
0,5 bulwy włoskiego kopru wielkości piłki tenisowej
0,5 płaskiej łyżeczki suszonych nasion włoskiego kopru (względnie kminku)
0,7 szklanki wytrawnego białego wina
1 łyżka białego octu balsamico
1 łyżeczka bulionu drobiowego w proszku
kilka ziaren czarnego pieprzu
3 + 3 łyżki oliwy z oliwek do smażenia
sól
czarny pieprz świeżo mielony

środa, 2 maja 2018

Świeży tuńczyk z makaronem wstążki i szałwią


Proste i szybkie eleganckie danie dla unikających jedzenia mięsa.

Danie można uzupełnić pikantnym sosem pomidorowym. Wtedy jednak zalecane jest zastąpienie szałwii bazylią.
Składniki:
2 steki świeżego tuńczyka wielkości 5 x 7 cm, ukrojone na grubość męskiego palca
300 g włoskiego makaronu typu pappardelle
0,5 łyżeczki suszonej szałwii (to ma może zamiennie dodać garść świeżej)
3 łyżki aromatycznego masła
sól
nieco grubiej zmielony czarny pieprz prosto z młynka
5 łyżek oliwy z oliwek

Wykonanie:
dwa steki ze świeżego tuńczyka (wielkości mniej więcej 5 x 7 cm) ukrojone na grubość męskiego palca, przesmażyć obustronnie "lewa - prawa" po 3 - 4 minuty. Solić i pieprzyć dopiero po zdjęciu z patelni!
Makaron ugorować al dente.
Na patelni rozpuścić 3 łyżki masła. Dodać pół łyżeczki suszonej szałwii lub posiekane listki świeżego zioła i wymieszać.
Na to dać gorący makaron i ponownie wymieszać.
Gorącego tuńczyka pokroić w słupki (jak na zdjęciu) i dodać do potrawy.
Włosi na wydaniu (już na talerzu) szczodrze podlewają danie dobrą oliwą z oliwek.

Tadeusz Gwiaździński

poniedziałek, 30 kwietnia 2018

Homo supermarketikus


W kajdanach drapieżnych supermarketów.
Jak właściciele wielkich marketów sterują naszą mentalnością?

Supermarkety stały się naszą codziennością i trudno jest sobie wyobrazić życie bez nich.
Tak jak nie wyobrażasz sobie życia bez telefonu komórkowego, tak zaopatrujesz dom kilka razy w tygodniu, napychając kieszenie mądrzejszym od ciebie.
Idąc na zakupy, celowo wybierasz pobliski (czy inny ulubiony) kołchoz przepełniony najrozmaitszymi produktami.
Czemu właśnie tam? Ano to dlatego, że zaszczepiono ci pod skórę podświadomość wygody załatwienia wszystkich potrzeb za jednym razem. Główne motto: oszczędność czasu no i pozornie tanie ceny zakupu! Pozornie dlatego, że te wielkie super zniżki cenowe najczęściej nie odpowiadają prawdzie. Dajesz się łapać na rzekomą różnicę cenową. Coś co niby kiedyś kosztowało np. 999 zł jest wystawione za 499. Rozpiera cię radość, że oszczędzasz 5 stówek. W rzeczywistości owe 999 to jest zmyślona bajeczka.

W godzinach szczytu walczysz z innymi o miejsce parkingowe. Zbytecznie tracisz panowanie nas sobą i głośno wymieniasz niewybredne epitety z facetem, który był sprytniejszy i tuż przed nosem wjechał ci na wcześniej z trudem upatrzone miejsce.
Później niecierpliwie stoisz w tasiemcowej kolejce wózków, wypełnionych w piramidy. Jak na złość ktoś przed tobą albo płaci kartą, której czytnik kasy nie chce przyjąć, albo w gorączce nie może znaleźć portmonetki. Zamiast się przesuwać do przodu stoisz mnąc pod nosem brzydkie słowa. Najbardziej kuriozalne jest jednak to, że za tydzień posłusznie brniesz w ten sam kierat i popełniasz ten sam błąd.
Zawsze masz nadzieję, że tym razem pójdzie gładko.
Zamiast w zaplanowany sposób oszczędzić czas, tracisz tylko zdrowie i nerwy.

Natomiast jak to jest z tą tanią ceną?
Niczym niemowlę, które bezwiednie wali w pieluchy to czego już w brzuszku nie potrzebuje, my dorośli równie bezmyślnie, wypełniamy marketowe wózki zbytecznymi zakupami.
Wydaje ci się, że kupując 10 sztuk czegoś, po złotówce, rozsądnie oszczędzasz pieniądze, bo gdybyś kupił jedną, to ta by kosztowała 2 złote.
Z bliska rachunek wygląda następująco. Prawdziwą ceną sprzedaży jest 1 zł za sztukę. Żaden sklep nie będzie dokładał do interesu.Wobec tego te 10 zł za 10 sztuk nie jest żadnym rabatem, tylko mydleniem twoich oczu, abyś kupił naraz więcej. Te przykładowe 2 zł jakie przychodzi zapłacić przy zakupie 1 sztuki, to jest kara za twoje nieposłuszeństwo.
Więc jak to jest w rzeczywistości? Kupujesz 10 sztuk, choć potrzebujesz jednej lub dwóch.
Jeżeli zużyjesz dwie, wówczas faktycznie zapłaciłeś po 5 zł za jedną. Resztę prędzej czy później i tak wyrzucisz.
Czemu mimo wszystko to robisz? Proste! Kupiono cię na twój zakorzeniony zmysł oszczędności.
Co zrobisz z nadmiarem towaru? W chwili zakupu o tym nie myślisz. Automatycznie zakładasz, że kiedyś tam znajdziesz jakieś zastosowanie.
Na tej samej zasadzie, kupujesz masę innych towarów, których akurat nie potrzebujesz. Nawet jeśli chwilę się zastanowisz, górę bierze pokusa, że tej okazji nie wolno przegapić.
Czemu tak się dzieje? Bo właściciele tych ogromnych domów z towarem znaleźli klucz do twojego sposobu myślenia. Wchodząc w obszar ich władzy, zaczynasz działać stadnie.
Nikt z nas nawet nie zauważył tego, jak nam mocno pod skórę weszła nam supermarketowa mentalność.
Powstał nawet nowy sposób spędzania wolnego czasu. Całe rodziny w sobotnie południa oblegają centra handlowe, tonami wynosząc to czego nikt z nich nie potrzebuje.

Lepem na muchy są agresywne oferty.
Właściciele supermarketów kupując towar na półki, wyciskają z dostawców ostatnie soki. Przetarg wygrywa nie ten, który oferuje przyzwoity gatunkowo wyrób, a ten który będzie najtańszy. Czy dostawca przy tym zedrze skórę ze swoich pracowników, czy im nie zapłaci za pracę, to już nie obchodzi żadnego potentata.
Za czasów PRL-u trzeba było kupować wtedy kiedy towar pojawił się w sklepie. Kto się zagapił musiał miesiącami (latami?) czekać na nową dostawę.
Dlatego nie rozumiem osób, które na 2 – 3 osoby, kupują mięso po 5 po 10 kg (bo taniej) i później do oporu trzymają w zamrożonej postaci. Gdzie tu jest mowa o oszczędności? Nie mówiąc o rozsądku.

Czy wiecie o tym, że ten kto chce sprzedawać swoje wyroby w supermarkecie, musi jego właścicielowi za gorzkie pieniądze opłacać miejsce na regałach. Im bliżej poziomu zasięgu wzroku klienta, tym drożej. Ponieważ na to trzeba też zarobić, więc chcąc sprostać wymaganiom, kolejno on zdejmuje swoim partnerom spodnie przez głowę.

Wszystkie te supermarketowe niby nagłe obniżki cen są tylko dowodem na brak kupieckiej rzetelności. Kwota jaką płacisz, zanim wystawią towar po „jedynie korzystnej” cenie, stanowi składową potężnych dochodów mocodawców. Na tej rzekomo incydentalnej cenie i tak zarabiają swoje.

Tak wychowany omijasz małe sklepiki, gdzie pozornie jest drożej. Omijasz oazy, w których i towar jest gatunkowo przyzwoity, a i ty jesteś traktowany personalnie. Nie potrafisz zrozumieć, dlaczego właściciel małego sklepiku nie daje ci rabatu przy zakupie 5 kg ziemniaków. Pomyśl człowieku! Przecież on tego nie kupował w przeliczeniu na całe wagony kolejowe. Rolnik, który mu to sprzedał po uczciwej cenie, nie dał się ponieść unifikacji.

Zapominając o przysłowiu, że tanie mięso jedzą psy, permanentnie dajesz się łapać na chytry lep supermarketowych ofert.
Czy tylko Ty?
Niestety tak się dzieje także z właścicielami restauracji. Jako surowiec kupują tanią masówę, która później ląduje na twoim talerzu.
Tą drogą globalizacja weszła na stałe do naszych jadłospisów i trzyma większość z nas w swoich szponach. Najgorsze jest to, że ślepo „tańczymy słabi, jak nam zagra chochoł” chytrych ofert.

Tu praktyczna rada. Naucz się kupować tylko te produkty, których aktualnie potrzebujesz. Wszystko to co wrzucisz do wózka, bo tanio albo bo uważasz, że kiedyś tam się przyda i tak po kilu tygodniach wyląduje w koszu na śmieci. Zacznij robić notatki. Wtedy na koniec miesiąca włosy stana ci na głowie ze zdumienia ile pieniędzy wyrzuciłeś(łaś) w błoto.

Mój protest ma takie szanse powodzenia jak walka z wiatrakami. Ciekaw jestem czy wśród Was znajdzie się ktoś, kto się przyłączy?

Tadeusz Gwiaździński

piątek, 27 kwietnia 2018

Tort Sachera bez glutenu.

Ciekawy i wielokrotnie sprawdzony przepis na bezglutenowy TORT SACHERA
W tym przypadku brak glutenu nie ma żadnego wpływu na wartości smakowe wypieku.
Ilość składników przewidziana jest na tortownicę o średnicy 26 cm.
Ponieważ jest to wypiek bez kremu doskonale nadaje się do podania na stół kiedy na dworze jest upalnie.

UWAGA! Biszkopt przeznaczony do wykonania tortu powinno się upiec na 1 dzień wcześniej.

Wprawdzie podczas krojenia tort kruszy się dość mocno ale absolutnie nie przeszkadza to doznaniom smakowym.
Składniki:
5 jaj
250 g naturalnego cukru z trzciny cukrowej (ze sklepu ze zdrową żywnością)
(albo 240 g wspomnianego cukru + 10 g naturalnego cukru waniliowego - nie mylić z wanilinowym!)
szczypta soli
70 g mąki ryżowej
70 g mąki kukurydzianej,
70 g kakao pozbawione tłuszczu (ze sklepu ze zdrową żywnością)
400 g konfitury z moreli bez cukru, lub słodzonej syropem z agawy (ze sklepu ze zdrową żywnością)
200 g gorzkiej czekolady (70% kakao)
75 + 75 ml mleka sojowego i mleka ryżowego

wtorek, 24 kwietnia 2018

Młode ziemniaki. Co warto wiedzieć?

Powoli nadchodzi pora na młode ziemniaki na naszych stołach.

Choćby z samym masłem i zieloną pietruszką (lub koperkiem) stanowią wspaniałe wiosenne danie obiadowe. Do tego kubek zsiadłego mleka i cóż może być lepsze od takiego zestawu?
Jako, że ziemniaki goszczą na naszych stołach od licznych stuleci, doczekały się niezliczonych sposobów na ich przyrządzanie. Jednak nie ma nic lepszego nad świeże młode ziemniaki prosto z grządki. I tylko gotowane albo w wodzie albo na parze.
Do takiej obróbki cieplnej nadają się tylko tzw. spoiste. Te same, inaczej zwane sałatkowymi.
Inne w młodej postaci, podczas gotowania będą się rozpadać. Do tego zawierają w sobie stanowczo za dużo wody i jeżeli nawet uda się je ugotować, w smaku będą wodniste.

Teraz nastał czas, kiedy zeszłoroczne ziemniaki z wolna przestają nam smakować. Nastała pora na młode, które niestety nie nadają się do wszystkich znanych potraw.
Nie da się z nich zrobić placków, frytek, klusek czy knedli. Jednym słowem potraw, które wymagają dużej zawartości skrobi.
Ich cały urok to jest ich autentyczna świeżość.

Jednak o jednym nie wolno zapominać. Tak jak dziecię w łonie matki, tak i ziemniaki powinny wystarczająco długo przebywać pod ziemią. Wykopane za wcześnie nie będą miały zadowalającego stopnia dojrzałości. Będą szkliste i wodniste. Właściwą porą na wykopywanie pierwszych młodych bulw jest dopiero czerwiec. W żadnym wypadku kwiecień lub maj.
Serdecznie odradzam kupowanie towaru sprowadzanego z Cypru czy Egiptu. Nie dość, że mają za sobą długi transport, to jeszcze do tego nie są właśnie odpowiednio dojrzałe.
Kupując płacisz drogo za wątpliwą jakość. Pierwsza satysfakcja z wejścia w posiadanie wiosennych ziemniaków, szybko zamieni się w rozczarowanie. To masz zagwarantowane.
Z tego płynie wniosek, że najlepsze są czerwcowe i  kupowane tylko u okolicznych rolników!

Nie powinno się ich obierać. Najwyżej wyszorować miękka szczoteczką z resztek ziemi. Albo delikatnie oskrobać po namoczeniu w zimnej wodzie. Je się z cieniutka skórką.
Nie należy gotować na ostrym ogniu, bo w ten sposób zabije się ich cały urok smakowy.Najlepiej w niezbyt dużej ilości wody, na granicy zagotowania.
Solić oszczędnie grubą solą morską, która będzie się powoli rozpuszczać. Niezwykle cienka skórka przepuści całą sól do środka!

Nigdy nie należy kupować większych zapasów ani tym bardziej przechowywać w lodówce!
Magazynuje się w temperaturze 8 - 12 stopni C, w zaciemnionym miejscu.
Smacznego!

Tadeusz Gwiaździński

Rydze zatopione w maśle

Czasami sypnie rydzami i powstaje dylemat co zrobić z nadmiarem. Można zrobić ... najlepszą wersję ... prosto z patelni na maśle, albo .....