W kajdanach
drapieżnych supermarketów.
Jak właściciele wielkich marketów sterują naszą mentalnością?
Jak właściciele wielkich marketów sterują naszą mentalnością?
Supermarkety
stały się naszą codziennością i trudno jest sobie wyobrazić życie bez nich.
Tak jak nie
wyobrażasz sobie życia bez telefonu komórkowego, tak zaopatrujesz dom kilka razy
w tygodniu, napychając kieszenie mądrzejszym od ciebie.
Idąc na zakupy,
celowo wybierasz pobliski (czy inny ulubiony) kołchoz przepełniony
najrozmaitszymi produktami.
Czemu właśnie
tam? Ano to dlatego, że zaszczepiono ci pod skórę podświadomość wygody
załatwienia wszystkich potrzeb za jednym razem. Główne motto: oszczędność czasu
no i pozornie tanie ceny zakupu! Pozornie dlatego, że te wielkie super zniżki
cenowe najczęściej nie odpowiadają prawdzie. Dajesz się łapać na rzekomą
różnicę cenową. Coś co niby kiedyś kosztowało np. 999 zł jest wystawione za
499. Rozpiera cię radość, że oszczędzasz 5 stówek. W rzeczywistości owe 999 to jest
zmyślona bajeczka.
W godzinach
szczytu walczysz z innymi o miejsce parkingowe. Zbytecznie tracisz panowanie
nas sobą i głośno wymieniasz niewybredne epitety z facetem, który był
sprytniejszy i tuż przed nosem wjechał ci na wcześniej z trudem upatrzone
miejsce.
Później niecierpliwie
stoisz w tasiemcowej kolejce wózków, wypełnionych w piramidy. Jak na złość ktoś
przed tobą albo płaci kartą, której czytnik kasy nie chce przyjąć, albo w
gorączce nie może znaleźć portmonetki. Zamiast się przesuwać do przodu stoisz
mnąc pod nosem brzydkie słowa. Najbardziej kuriozalne jest jednak to, że za
tydzień posłusznie brniesz w ten sam kierat i popełniasz ten sam błąd.
Zawsze masz
nadzieję, że tym razem pójdzie gładko.
Zamiast w zaplanowany
sposób oszczędzić czas, tracisz tylko zdrowie i nerwy.
Natomiast jak to
jest z tą tanią ceną?
Niczym niemowlę,
które bezwiednie wali w pieluchy to czego już w brzuszku nie potrzebuje, my
dorośli równie bezmyślnie, wypełniamy marketowe wózki zbytecznymi zakupami.
Wydaje ci się,
że kupując 10 sztuk czegoś, po złotówce, rozsądnie oszczędzasz pieniądze, bo
gdybyś kupił jedną, to ta by kosztowała 2 złote.
Z bliska
rachunek wygląda następująco. Prawdziwą ceną sprzedaży jest 1 zł za sztukę.
Żaden sklep nie będzie dokładał do interesu.Wobec tego te 10 zł za 10 sztuk nie
jest żadnym rabatem, tylko mydleniem twoich oczu, abyś kupił naraz więcej. Te
przykładowe 2 zł jakie przychodzi zapłacić przy zakupie 1 sztuki, to jest kara
za twoje nieposłuszeństwo.
Więc jak to jest
w rzeczywistości? Kupujesz 10 sztuk, choć potrzebujesz jednej lub dwóch.
Jeżeli zużyjesz
dwie, wówczas faktycznie zapłaciłeś po 5 zł za jedną. Resztę prędzej czy
później i tak wyrzucisz.
Czemu mimo
wszystko to robisz? Proste! Kupiono cię na twój zakorzeniony zmysł oszczędności.
Co zrobisz z
nadmiarem towaru? W chwili zakupu o tym nie myślisz. Automatycznie zakładasz, że
kiedyś tam znajdziesz jakieś zastosowanie.
Na tej samej
zasadzie, kupujesz masę innych towarów, których akurat nie potrzebujesz. Nawet
jeśli chwilę się zastanowisz, górę bierze pokusa, że tej okazji nie wolno
przegapić.
Czemu tak się
dzieje? Bo właściciele tych ogromnych domów z towarem znaleźli klucz do twojego
sposobu myślenia. Wchodząc w obszar ich władzy, zaczynasz działać stadnie.
Nikt z nas nawet
nie zauważył tego, jak nam mocno pod skórę weszła nam supermarketowa
mentalność.
Powstał nawet
nowy sposób spędzania wolnego czasu. Całe rodziny w sobotnie południa oblegają
centra handlowe, tonami wynosząc to czego nikt z nich nie potrzebuje.
Lepem na muchy
są agresywne oferty.
Właściciele
supermarketów kupując towar na półki, wyciskają z dostawców ostatnie soki.
Przetarg wygrywa nie ten, który oferuje przyzwoity gatunkowo wyrób, a ten który
będzie najtańszy. Czy dostawca przy tym zedrze skórę ze swoich pracowników, czy
im nie zapłaci za pracę, to już nie obchodzi żadnego potentata.
Za czasów PRL-u
trzeba było kupować wtedy kiedy towar pojawił się w sklepie. Kto się zagapił
musiał miesiącami (latami?) czekać na nową dostawę.
Dlatego nie
rozumiem osób, które na 2 – 3 osoby, kupują mięso po 5 po 10 kg (bo taniej) i
później do oporu trzymają w zamrożonej postaci. Gdzie tu jest mowa o
oszczędności? Nie mówiąc o rozsądku.
Czy wiecie o
tym, że ten kto chce sprzedawać swoje wyroby w supermarkecie, musi jego
właścicielowi za gorzkie pieniądze opłacać miejsce na regałach. Im bliżej
poziomu zasięgu wzroku klienta, tym drożej. Ponieważ na to trzeba też zarobić,
więc chcąc sprostać wymaganiom, kolejno on zdejmuje swoim partnerom spodnie
przez głowę.
Wszystkie te
supermarketowe niby nagłe obniżki cen są tylko dowodem na brak kupieckiej
rzetelności. Kwota jaką płacisz, zanim wystawią towar po „jedynie korzystnej”
cenie, stanowi składową potężnych dochodów mocodawców. Na tej rzekomo incydentalnej
cenie i tak zarabiają swoje.
Tak wychowany
omijasz małe sklepiki, gdzie pozornie jest drożej. Omijasz oazy, w których i
towar jest gatunkowo przyzwoity, a i ty jesteś traktowany personalnie. Nie
potrafisz zrozumieć, dlaczego właściciel małego sklepiku nie daje ci rabatu
przy zakupie 5 kg ziemniaków. Pomyśl człowieku! Przecież on tego nie kupował w
przeliczeniu na całe wagony kolejowe. Rolnik, który mu to sprzedał po uczciwej
cenie, nie dał się ponieść unifikacji.
Zapominając o
przysłowiu, że tanie mięso jedzą psy, permanentnie dajesz się łapać na chytry
lep supermarketowych ofert.
Czy tylko Ty?
Niestety tak się
dzieje także z właścicielami restauracji. Jako surowiec kupują tanią masówę,
która później ląduje na twoim talerzu.
Tą drogą
globalizacja weszła na stałe do naszych jadłospisów i trzyma większość z nas w
swoich szponach. Najgorsze jest to, że ślepo „tańczymy słabi, jak nam zagra
chochoł” chytrych ofert.
Tu praktyczna rada. Naucz się kupować tylko te produkty, których aktualnie potrzebujesz. Wszystko to co wrzucisz do wózka, bo tanio albo bo uważasz, że kiedyś tam się przyda i tak po kilu tygodniach wyląduje w koszu na śmieci. Zacznij robić notatki. Wtedy na koniec miesiąca włosy stana ci na głowie ze zdumienia ile pieniędzy wyrzuciłeś(łaś) w błoto.
Mój protest ma takie szanse powodzenia jak walka z wiatrakami. Ciekaw jestem czy wśród Was znajdzie się ktoś, kto się przyłączy?
Tadeusz Gwiaździński
Jak wiesz , od pół roku mieszkam w Berlinie. "Sklepowo" w promieniu 2 km od mego mieszkania wygląda to tak: jeden sklep ogólnospożywczy, typu "szwarc, mydło i powidło" w odl. 350 m od domu, jest to mały sklep sieciówki EDEKA; jeden sklep prywatny, prowadzony przez Azjatów- owoce i warzywa, niestety przeważnie mało uczciwy towar, wygląda super, gorzej jak już do domu dojdziesz i poleży w nim godzinę.Są dwie prywatne piekarnio-ciastkarnie, ale pieczywo jest góra godzinę po otwarciu sklepu, potem już same słodycze.Poza tym jest kilka zakładów fryzjerskich, jakieś punkty napraw i sprzedaży części elektronicznych, kilku magików od rehabilitacji, kilku lekarzy, ze 4 regularne restauracje, w tym dwie "narodowościowe" (grecka i meksykańska), kilka kawiarni, kilka kwiaciarni. Nie narzekam na EDEKĘ, bo można również tu kupić towar "na sztuki", niekoniecznie tylko duże opakowania. Masa tu artykułów spożywczych z etykietą BIO, ale ja mam dość podejrzliwe podejście do owego BIO, licho wie czy jest jakaś różnica- poza cenową.Ostatnio wypróbowałam marchew- tę bio można z przyjemnością chrupać na surowo, tę nie "BIO" jednak lepiej przynajmniej wpierw utrzeć.
OdpowiedzUsuńTak więc kupuję notorycznie wszystko w sklepie EDEKA, przeważnie robię zakupy na tydzień, żeby nie latać co chwilę na zakupy, bo to średnia (jak dla mnie) frajda.
Ni i żeby było śmieszniej zakupy robimy w EDECE oddalonej od domu ze 2,5 km, bo tam jest wygodny, duży parking i sklep z większym wyborem produktów, bo to duuuży powierzchniowo sklep, a jest to nam po drodze, gdy wracamy z odwiezienia wnuczka do szkoły.
Inne, nie żywnościowe zakupy (sprzęt, ciuchy, art. gospodarstwa domowego) robię najczęściej w galerii handlowej, czyli 3 przystanki metrem, bez wychodzenia z metra na ulicę- galeria jest nad stacją metra.
Tu, w dużych sklepach sa zakładane karty stałego klienta, rozdawane są bony promocyjne- moim ulubionym bonem, niemal zawsze wykorzystywanym jest bon na 2€ obniżki, przy zakupie towarów na min. 25 €.
W odległości 1200m od domu mam jeszcze sieciówkę ALDI, LIDL, kolejną EDEKA i ROSSMANN - ten ostatni jest nieoceniony gdy idzie o ceny i wybór herbat owocowych.
I tak to moje zakupowe życie wygląda.
Miłego;)
Ja lubie robic male zakupy, na jeden/dwa dni na obiad a nie planowac na caly tydzien. Ide do sklepu po inspiracje, albo kiedy cos wyszukam na internecie itp. Niestety, to oznacza ze trzeba co drugi dzien robic zakupy...
OdpowiedzUsuńNo to gramy w tej samej drużynie. Ja też przynoszę do kuchni wszystko świeże. To prawda, że to wiąże się ze zwielokrotnieniem dokonywania zakupów ale wolę to niż dopychanie lodówki kolanem.
UsuńPozdrawiam Tadeusz
Tadziu, lodówkę mam taką, że mogłabym z niej kriokomorę zrobić, gotuję tylko na dwie osoby,a do tego ja jestem ciągle jeszcze na diecie, a więc mało i "mało co jadam". Poza tym zgodnie z radą gastroenterologa jem raczej wciąż to samo, bo wtedy wyrabia się w organizmie stały zestaw enzymów trawiennych, co jest korzystne dla mnie po przebytej wpierw operacji a potem zapaleniu jelit.
OdpowiedzUsuńMiłego;)
Moja utrata ciężaru ciała znowu stanęła w miejscu. Jak wiesz w ciągu kilkunastu tygodni schudłem ze 123 na 112 kg. To się od marca trzyma na poziomie 112 - 113. Przyznaję, że trochę grzeszę w odniesieniu do przyjętych zasad ale i tak jestem szczęśliwy, że nie mam efektu jo jo.
UsuńMiałem mieć operowany lewy staw biodrowy. A tu ten chory przestał mnie boleć. Natomiast bardzo mi dokucza prawy. Ten, który zoperowano kilka lat temu. I bądź tu mądry jako pacjent.
No to ładnie Tadziu zjechałeś z wagi! No i dzięki temu to biodro przestało Cię boleć!Ja, za radą lekarza (reumatologa)łykam stale glukozaminę z chondroityną, choć chirurdzy uważają, że to nic nie pomaga. Chyba jednak pomaga, bo moje drugie kolano, to dopiero szykowane do operacji jakoś się trzyma i na razie nikt mnie na stół nie wciąga.
UsuńPoza tym używam tylko obuwia f-my Walkmaxx bo świetnie amortyzują mikrowstrząsy i jak ognia unikam schodów.
Przy tych wszystkich dolegliwościach stawowych trzeba bardzo równomiernie obciążać stawy, stać zawsze jednakowo obciążając kończyny, dotyczy to również stawów biodrowych. No i sprawdzać co jakiś czas czy nie wkrada się osteoporoza. Wiesz, w tym operowanym stawie coś się mogło nieco popsuć, więc chyba trzeba zacząć od niego.
Trzymaj się Tadziu, "nie grzesz" , a waga znów zacznie nieco spadać, czego Ci serdecznie życzę.
Na szczęście w zasadzie Twój tekst mnie nie dotyczy. Robię bieżące zakupy w sklepie w pobliżu domu lub w drodze powrotnej z pracy. Mieszkam na Starym Mieście w Warszawie, wokół mam same restauracje. Najbliższe, bardzo modne centrum handlowe-Arkadia, jest stale zatłoczone. Owszem, czasami chodzę do niego na piechotę, ale nie dźwigam marchewki ani makaronu. Zresztą, jak widzę wypełniony przez nas kosz na zakupy,co zdarza nam się raz na kilka miesięcy, mam wyrzuty sumienia, że tyle jedzenia trzeba będzie zjeść. Pozdrawiam, U.Ch.
OdpowiedzUsuń